czwartek, 7 listopada 2013

Crystal Tears: Uruha x Reita [ The Gazette ]

 Od autora: Ohayou kochani! Dzisiejszego dnia postanowiłam przenieść tą oto notkę z mojego starego bloga na ten. Opowiada ona krótką historię o dwóch moich ulubionych Gazeciarzach. Jest dosyć stara więc nie spodziewajcie się cudu. Zapewne roi się tu od błędów, za co naprawdę przepraszam. Zapraszam do czytania ~



Przenikliwy chłód. Tak właśnie jest w moim sercu – zimno i pusto. Robię to co kocham i nawet nieźle mi to wychodzi, ale co z tego, jeżeli nie ma nikogo kto mógłby to wszystko dopełnić? Nie, ależ oczywiście, że ktoś taki istnieje i nawet codziennie go widuję. Na próbach, koncertach, nawet mieszkamy wspólnie. Czy to sprawiedliwe, że On nawet nie wie o tym co do niego czuję? Podkochiwałem się w Nim od zawsze. Jest taki szalony i nie dba o konsekwencje swoich czynów. Idealne dopełnienie mnie…
– Uruha, co ty kurde odwalasz, przecież ci mówiłem tyle razy, że jeżeli coś gotujesz musisz się na tym skupić, a nie marzyć o niebieskich migdałach! Wyjdź z mojej kuchni! Nie pasujesz tu! – ostry głos wściekłego perkusisty rozbrzmiał po pomieszczeniu, a ja dopiero teraz zorientowałem się, że przypalam makaron, który miał być dziś na obiad. Nawet od tego mnie powstrzymuje, nie umiem nic zrobić kiedy o Nim myślę.
– Boże nie drzyj się na mnie, nie chciałem przecież! Jesteś taki strasznie nie miły bo ci znowu coś nie poszło? Nie wyżywaj się na mnie, poszukaj innego kozła ofiarnego! – wykrzyknąłem równie donośnie i wybiegłem z kuchni. W oczach miałem łzy. Czemu on nie rozumie? Czemu nikt tego nie rozumie? Wszyscy mnie karcą za to, że ostatnio ,,zachowuje się dziwnie’’, bo nie wiedzą co dzieje się w mojej głowię. On mi psuje całą radość mojej egzystencji i nawet nie zdaje sobie z tego sprawy. Wredny On i jego przeklęty uśmieszek, który zawsze przyprawia mnie o dreszcze podniecenia. Mały wstrętny terrorysta. Taki urzekający i irytujący. Te dwie cechy zazwyczaj się nie łączą, dlatego on jest taki wyjątkowy…
Wbiegłem do swojego pokoju i zatrzasnąłem drzwi, zamykając je na klucz. Nie chcę żeby ktoś widział mnie w takim stanie, to taki wstyd. Może to strasznie żenujące, ale zawsze podchodzę tak do wszystkich spraw – płaczem. To nie jest tak, że robię to po to aby się nade mną litowali, jestem po prostu strasznie uczuciowy. Ukrywać to? A po co? Nie jestem sztuczny i nigdy nie zamierzam taki być. To tak jakbym nałożył na siebie maskujący wszystkie niedoskonałości makijaż i udawał, że to prawdziwy ja. Żal mi takich osób, ale cóż zrobić? To ich życie nie moje…
– Puk, puk, puk! Uru jesteś tam? Co się stało? Słyszałem twój krzyk i się trochę zmartwiłem, nie zawsze taki jesteś – usłyszałem Jego głos i wstrzymałem oddech. Przyszedł mnie pocieszyć? Pff, nie da rady skoro to wszystko jego wina – Wpuścisz mnie? Pogadajmy, martwię się o ciebie – kolejne słowa wydobyły się z jego ust. Od kiedy niby martwi się o coś więcej niż czubek własnego nosa? Mimo tego, iż to przez niego czuje się tak okropnie, muszę go zobaczyć. Spojrzeć na jego piękną w każdym calu twarz. Usłyszeć melodyjny, chociaż lekko ochrypły głos. Dotknąć go ,, po przyjacielsku’’… Chce się do niego zbliżyć jak nikt jeszcze dotąd…
Otworzyłem drzwi i spojrzałem prosto w jego ponętne czarne oczy, są takie pociągające i tajemnicze. Co się w nich kryję?
– Cześć, mogę wejść? – spytał i palcem wskazał w głąb mojego pokoju, w którym wszystko było idealnie ułożone. Cały ja i moja mania czystości. W Jego pokoju wszystko jest chaotycznie porozrzucane i nie można dojść do ładu. Przeciwieństwo, które mnie doskonale dopełnia…
– Cześć (kocham Cię), jasne wejdź (bo mi na tobie zależy i nie chcę abyś się obraził) . Po co przyszedłeś (oprócz tego żeby zakłócać mi mój wewnętrzny spokój swoją idealnością)?
– Mogę wejść? – powtórzył pytanie, a ja tylko odsunąłem się z przejścia i udostępniłem wstęp. Kiedy przechodził obok mnie mogłem poczuć jego zapach. Wciągnąłem go jakby to była najpiękniejsza woń, którą kiedykolwiek mogłem poczuć. On zawsze pachniał cytrusami, albo mi się wydawało. Mam do Niego słabość i nikt nic na to nie poradzi. Nigdy…
– Może wreszcie powiesz po co mi tu przylazłeś i znowu psujesz mój humor (oczywiście, że to nie prawda, dzięki twojemu towarzystwu czuje się jak nowo narodzony, nie bierz tego do siebie)?
– No jak to po co? Pocieszyć cie, pomóc w rozterkach… Przecież widzę, poprawka wszyscy widzą, że coś jest nie tak. Powiedz mi, bo nie wolno tego w sobie dusić – usiadł na moim łóżku, robiąc wcześniej pełny obrót wokół własnej osi – Usiądź tu przy mnie i opowiedz wszystko, tak jak na spowiedzi – poklepał zachęcająco miejsce obok siebie i uśmiechną się zniewalająco.
– Czemu mam ci niby mówić o moich uczuciach? To nie powinno cię obchodzić ( cieszę się wiedząc, że martwisz się o mnie i naprawdę to doceniam)
– Błąd, ja muszę to wiedzieć, w końcu to chyba mnie trochę dotyczy, prawda? – zadał mi pytanie, a w jego oczach zabłysnęły iskierki.
– Chyba żartujesz? Czemu niby miałoby to mieć związek z tobą? (Kurde, debilu to tylko i włącznie twoja wina, więc nie pytaj się głupio o to czy to przez Ciebie)
– Wiesz przede mną nic się nie ukryje. Spójrzmy na to z tej strony – cały czas gapisz się na mnie z nienawiścią, czy czymś w tym rodzaju, ale wydajesz się być szczęśliwy kiedy to robisz, dotykasz mnie przy każdej okazji, zazwyczaj traktujesz mnie lepiej niż innych… Dalej nie wymieniam, bo życia mi nie starczy. Teraz ty mi powiedz, czemu tak jest?
– Wydaje ci się wcale tak nie jest (jasne, że właśnie tak się zachowuję, Ty tak na mnie działasz, również teraz)
– Kou, naprawdę nie musisz się mnie wstydzić, mogę ci pomóc rozwiązać twój problem, tylko powiedz na czym polega, a ja na pewno coś na to zaradzę.
– Nie mam problemu, ale nawet jeśli to nie powinieneś wtykać nosa w nie swoje sprawy. Do widzenia panu! – wypchnąłem go z pokoju. Z moich oczu popłynęły łzy rozpaczy i bezradności. Świecie czemu jesteś taki okrutny? Co ja ci niby zrobiłem? Czemu nie mogę być blisko kogoś kogo naprawdę kocham? W mojej głowie było tysiąc myśli, ale na żadną z nich nie mogłem odszukać odpowiedzi. Jest tyle rozwiązań, a tak naprawdę tylko dwa – powiedzieć mu o swoich uczuciach, albo ukrywać to przed światem, rujnując się wewnętrznie. Co zrobić? Pytania bez odpowiedzi. Co by było gdyby… ? Nie ważne, teraz muszę zasnąć. Nie mogę o tym myśleć kiedy jestem w takim stanie jak teraz. Śpij Uruha, śpij. Jutro będzie wszystko dobrze, zobaczysz. Świat znowu będzie piękny, a ty wesoły…

Czemu nie możesz mnie pokochać…?

Bezchmurna noc. Obudziłem się około godziny pierwszej, bardzo bolała mnie głowa. Może znowu będę chory? Mniejsza z tym. Nie do końca jeszcze rozbudzony poczułem coś dziwnego, jakby czyjś dotyk. Ten ktoś był we mnie wtulony. Czy to nadal mój sen? A może tym razem to już rzeczywistość? Gdzie moja komórka? Ach tak tam leży… Poświeciłem światełkiem po twarzy tego kogoś. Najpierw ledwo jeszcze przytomny, nie mogłem stwierdzić, kto to jest, ale kiedy już obrazy mi się tak nie rozmywały doznałem szoku…
– Boże! Co ty tu robisz? – wykrzyknąłem zdezorientowany tym wszystkim. Chłopak otworzył najpierw jedno, potem drugie oko i spojrzał na mnie wzrokiem małego bezbronnego dziecka, które się zgubiło.
– Uru? Och… Wybacz chyba przysnąłem. Nie chciałem, zrozumiem jak będziesz chciał mnie nawyzywać.
– Jak ty tu wlazłeś i po co?
– Myślałem, że może będziesz miał jakiś taki sen, który wszystko mi wyjaśni, a wiem, że zdarza ci się mówić podczas snu, więc postanowiłem podsłuchać, ale nic się nie działo . Wybacz mi – spojrzał na mnie i uśmiechną się lekko, przecierając lewe oko. Taki bezbronny i prowokujący…
– Przyszedłeś mnie podsłuchiwać, gdy śpię? Co jest z tobą nie tak? I w ogóle jak ty tu wszedłeś?
– Przez okno, było otwarte, więc nie mogłem się powstrzymać.
– Ja mieszkam na drugim piętrze!
– I co w związku z tym? Już dawno wymyślili drabiny, a pomyśl, że mamy coś takiego w garażu. Nawet o tym nie wiedziałem – odpowiedział i podparł się na łokciach.
– Idź sobie (bo mnie zbytnio prowokujesz)! Zostaw mnie w spokoju i wyjdź stąd (to nie prawda, chcę, żebyś tu został i dalej leżał wtulony we mnie)! – krzyknąłem z furią, nie mogąc się opanować. Kocham Go, ale boje się to powiedzieć. Nie mogę się opanować, kiedy myślę, że mógłbym go skrzywdzić. Wszystkie moje pozytywne uczucia zmieniają się w nienawiść i wściekłość . Wcale nie na niego tak się złoszczę, tylko na samego siebie.
– Nie chciałem cie zdenerwować! Jeżeli coś ci nie poszło nie wyżywaj się na mnie! – jego załamany głos rozbrzmiał po pokoju, a mnie dosłownie zatkało. Czy on płakał? Nie, to nie możliwe. On jest z nas najbardziej zrównoważony i nie mógłby przez takie coś zacząć ryczeć.
– Ja przepraszam… Ja nie chciałem cię tak potraktować…
 - To ja przepraszam, mogłem tu nie przychodzić, i wszystko było by dobrze, a tak cie zdenerwowałem. Pójdę już, śpij dalej – nawet przez ciemną zasłonę nocy widać było jego wyraz twarzy – rozpaczliwy. Zatrzymał bym go, ale wiem, jakby się to skończyło, a tego właśnie nie chcę. Jego szczęście jest dla mnie najważniejsze, a zemną zniszczy sobie tylko życie. Czemu to takie skomplikowane? Kocham, ale nie mogę tego powiedzieć. Nie wybaczalne… Świat który dotąd był dla mnie najpiękniejszą rzeczą, zobojętniał mi. Stał się szaro-biały jak stara zapomniana fotografia. Psuje mi całą radość istnienia i nawet tego nie wie. Wyszedł, a właściwie wybiegł z mojego pokoju. Kap. Kap. Kap. Słone łzy spływały kolejny raz po moim policzku, a przecież nic takiego się nie stało. Jedynie moje serce pękło na pół…

Czy nienawidzić, znaczy kochać…?

Zwykłe poranne śniadanie, a jednak wyraża tyle uczuć. Czuje się zapomniany i odrzucony. Czemu? To takie okropne, wiedząc, jak wczoraj go potraktowałem. Jego pusty wzrok błądzi po ścianach, a uśmiech który zawsze gości na twarz znikł bez śladu. Czy on również odczuwa tą napiętą atmosferę między nami?
– Chłopaki co z Wami? Teraz oboje będziecie się dąsać? – usłyszałem tak słodki głos Rukiego, że aż mnie zemdliło. Tak mnie irytuje swoim zachowaniem. Wiecznie wesoły. Ciekawe czy on w ogóle miewa takie problemy jak ja. Nie, raczej czy on miewa jakiekolwiek problemy. Zawsze wygląda tak wesoło i beztrosko. Też tak chcę.
– Odczep się, nie twoja sprawa – odparł surowo i ukradkiem spojrzał w moją stron, jakby mnie o to obwiniał. Co się stało z tym zawsze pogodnym i zadowolonym z życia chłopakiem w którym się tak bardzo zakochałem? Czy to moja wina, że aż tak się załamał? Tak bardzo chciałem go przed sobą chronić, że zrobiłem mu krzywdę? Obraził się na mnie kategorycznie, ale czemu?
– Chodź na chwilkę, musimy pogadać – powiedziałem niesiony emocjami. Nie mogę wytrzymać już tej nieznośnej ciszy, którą mnie karci. Złapałem Go za rękę i na siłę pociągnąłem do mojego pokoju. Popchnąłem go na łóżko, a sam podparłem drzwi plecami, powoli opadając w dół. Siedziałem z głową ukrytą w kolanach.
– Czemu mi to robisz (chyba naprawdę mnie nie kochasz)? – spytałem nawet nie podnosząc głowy do góry. Nie chciałem patrzeć w jego oczy. To dla mnie za duży zaszczyt.
– O co ci znowu chodzi? Wczoraj udawałeś księżniczkę, a teraz co? Pytasz się mnie jeszcze, czemu się tak zachowuję? Potraktowałeś mnie jak śmiecia! – jego słowa mnie raniły i to tylko dlatego, że były prawdziwe. Mógłbym zaprzeczyć i przepraszać, ale nie dałem rady wydusić z siebie nawet słówka. Było dla mnie oczywiste, że mnie nie posłucha.
– Może wreszcie powinienem ci powiedzieć … – zacząłem szeptem, mając nadzieje, że tego nie usłyszał. Czy powinienem mu to wytłumaczyć? To czemu się tak zachowuję.
– Mruczysz coś pod nosem, nie słyszę cie ani troszeczkę. Powtórz to głośniej, bo naprawdę nie mam ochoty siedzieć tu cały dzień. Mam inne sprawy na głowię, na przykład pójście na zakupy, bo żadnemu z was nie przyszło do głowy to, że jedzenie nie bierze się z nikąd.
– Twoje olewanie wszystkiego mnie tak irytuje… Idź już nie będę trzymał cie tu na siłę. Muszę pozbierać myśli, a do tego czasu nie możesz być blisko mnie. Do zobaczenia – odblokowałem przejście i z powrotem otworzyłem drzwi. Chłopak spojrzał na mnie i jak gdyby nic wyszedł. Nawet nie patrzałem w jego stronę. Boli. Bardzo.
– Gdzie idziesz buntowniku? – usłyszałem stłumiony przez ściany głos Rukiego i nasłuchiwałem.
– Na zakupy, a co? – znajomy głos ukochanego rozbrzmiał po domu jak grzmot.
– Idę z tobą! Kupimy sobie nowe ciuszki i będzie tak fajnie! Potem pójdziemy na lody, a może nawet i
do kina? Zrobimy sobie dzień z przyjacielem! – złapała mnie zazdrość. Czemu on tak nagle zaczął się
interesować się moim skarbem? Wszystko przeciwko mnie, jak zawsze…

Miałem dziś okropny sen, nie było w nim ciebie…

Wolno płynący czas zmusił mnie do tego abym zaczął coś robić. Zero skupienia. Jedna filiżanka upadła
z hukiem na ziemię, potem druga, a na końcu kilkanaście moich łez, które zmieszały się z rozbitym
szkłem.
– Matko boska! Nawet na chwilę nie można wpuścić cie do kuchni, bo wszystko niszczysz. Ogarnij się człowieku! – szorstki ton głosu Kaia sprawił, że poczułem się jeszcze gorzej. Czemu wszyscy są dla mnie tacy nie mili? Nic nikomu złego nie zrobiłem. Upadłem na kolana, pozwalając małym odłamkom naczyń wbijać się w moje ciało. Tak bardzo boli…
– Czy chciałeś kiedyś komuś coś powiedzieć, ale bałeś się to zrobić? – spytałem szukając ratunku u mojego przyjaciela. Może on mi podpowie w którą stronę ma iść moje serce.
– Jasne, prawie codziennie tak mam. Chyba, że za twoim pytaniem kryje się coś głębszego, na przykład wyznanie miłości, to już trochę trudniejsze. Ja ci radzę żebyś szedł za głosem swojego serca, ono ci podpowie w którą stronę iść, aby się nie zgubić.
– Dziękuje za kiczowatą odpowiedzi – odrzekłem poirytowany tym co mi powiedział i wstałem z zimnych kafelek, ocierając rękawem stróżki wolno płynącej krwi. Nienawidzę gdy ktoś mi mówi takie rzeczy, to okropnie przesłodzone.
– A ja za dwie rozbite filiżanki z ulubionego kompletu. Idź się zajmij czymś innym, tylko z dala od mojej kuchni. Od dziś masz tu zakaz wstępu – przewróciłem oczami i wyszedłem z pomieszczenia. Wszystko psuję, kiedy myślę o Nim. Nienormalnie chory na miłość. Taki teraz jestem…

Spójrz kryształ; to moja łza którą ronię dla ciebie…

Dwunasta. Trzynasta. Kwadrans po piętnastej. Gdzie oni są? Tak bardzo znowu chcę poczuć zapach mojego ukochanego. Spojrzeć chodź przez chwilkę w oczy owite tajemnicą. Gorycz. Nie ma ani jego, ani Rukiego. Tak się martwię. Może coś im się stało? Trzeba ich pójść poszukać! Od dziesiątej już ich nie ma. Pięć godzin i piętnaście minut, bez ukochanej osoby to już przekroczony limit samotności. W pośpiechu zbiegam na dół i zakładam kurtkę. Prawie dotykam już klamki, ale za późno. Ktoś z drugiej strony pociągną za drzwi, a ja nie przygotowany na to upadłem, wprost na Niego. Złapał mnie i przytrzymał przez chwilkę. Jego o dziwo gorące ręce dotykały mojego ciała. Bardzo przyjemny dotyk. Bardzo, bardzo, ale to bardzo przyjemny. Zaskoczony chłopak spojrzał na mnie jak na nie wiadomo co i mrukną coś pod nosem.
– Ale miałeś szczęście, że akurat wchodziliśmy, bo byś wyrżną. Uważaj na siebie Uru. Okej? – Ruki zwrócił się do mnie i poczochrał włosy, pozostawiając je w nieładzie. Nie ważne, teraz to nie ma znaczenia kiedy on mnie trzyma – Chłopaki wyglądacie jak kochankowie, gdy stoicie w takiej pozie! Mogę zrobić wam zdjęcie? Będzie taka ładna pamiątka! – jego entuzjazm mnie przerażał. Takie byle co wywoływało na jego twarzy uśmiech. Wiecznie wesoły. Czemu ja taki nie mogę być?
– Wiesz co ci powiem Ruki, to nawet niezły pomysł. Co ty na to Kou? Zrobimy sobie zdjęcie? Postawie je sobie na szafce w pokoju – nie mogę uwierzyć. Czemu nagle stał się tak roześmiany? Co oni tam robili? Okropności tak o tym myśleć. Jego prawa ręka zawędrowała na moje czoło, po to aby odgarnąć niesforną grzywkę – Ej! Uruha ty masz gorączkę! Cały jesteś rozpalony! – spojrzał na mnie jakby przerażony. Czyli to jednak nie przez jego dotyk było mi tak gorąco. Zrobiło mi się słabo. Czułem jak opuszczały mnie wszystkie siły. Spojrzałem ostatni raz na twarz ukochanego i lekko się uśmiechnąłem. Dalej nic już nie pamiętam. Jedyni cichy szloch i promienie światła które otulały moje ciało. Nic więcej. Może to tylko sen…

Gorąco które ogarnia moje ciało… To twoje spojrzenie…

Zapach cytrusów. Subtelny dotyk. Włosy łaskoczące moją twarz. Marzenie senne czy rzeczywistość? Otworzyłem oczy. Byłem w swoim pokoju. W moje ciało leżał wtulony ukochany. Tak smętnie wyglądał. Pocałowałem go w czoło. Poruszył się i popatrzył na mnie wzrokiem zbitego psa. Jego oczy były szkliste.
– Płakałeś? – spytałem widząc wilgotne jeszcze ślady na jego policzku.
– Wreszcie się obudziłeś! Wiesz jak się martwiłem? Myślałem, że chcesz mnie zostawić tu samego – jego ręce powędrowały na moją szyję. Obraz nędzy i rozpaczy. Potargane włosy, pomięte ubranie, śnice pod oczami… Wglądał tak jakby od kilku dni był w jakiejś dziczy.
– Tak się cieszę, że cie widzę! Jak długo spałem? – spytałem ponownie podnosząc się do siadu. Przeciągnąłem się i ziewnąłem. Czuję się tak dobrze, jak nigdy. Wyspany, rześki i nic mnie nie boli.
– Wystarczająco długo żebym się zamartwił na śmierć. Czekałem na ciebie dwa dni, ty jednak się nie budziłeś. Tak mnie serce bolało widząc cie w takim stanie. Siedziałem przy tobie przez ten cały czas. Tak bardzo chciałem usłyszeć coś więcej niż twój płytki oddech – położył swoją głowę na moich kolanach. Taki bezbronny…
– Czemu zostałeś za mną? Przecież mogłeś nie zawracać sobie mną głowy.
– Martwię się o ciebie jesteś taki nie ostrożny. Co bym zrobił gdyby coś ci się stało? – elektryczny impuls. Czy to ten moment w którym wyznam mu co czuję…

Jutro będzie słonecznie, chociaż będzie padał deszcz…

- Kocham cie – mój szept rozbrzmiał po pokoju, jakby to krzyczał. A może to tylko mi się wydawało? Nieznośna cisza. Boli bardziej niż kiedykolwiek. Jedyne co słychać; ba-dum, ba-dum… Moje serce wali jak oszalałe. Powiedziałem to…?

Bo gdy nasze ciała się wreszcie złączą…

- Myślałem, że nigdy mi tego nie powiesz. Wiesz jak długo na to czekałem? Mów co chcesz, ale ja i tak wiem, że to nie przypadek, iż nasze drogi się przecięły. Byliśmy sobie pisani już kiedy się poznaliśmy. Teraz to była tylko taka formalności. Kocham cie Kou…

Będziemy dla siebie nawzajem słońcem…

- Tak trudno było mi to powiedzieć, ale jednak przeszło mi to przez gardło, a ty mówisz mi, że na to czekałeś? Tak długo próbowałem to zrobić, nie mogąc przestać martwić się o to, że mnie nie zaakceptujesz…

I nic nas nie rozłączy…

- Głuptasie, ja miałem tak samo. Bałem się twojego odrzucenia, a ty tym czasem czułeś to samo.
– To takie poplątane. Myślałem, że mnie nienawidzisz i jestem ci obojętny.
– Kochałem cie od zawszę. Nie umiem okazywać uczuć w taki sposób jak ty, więc nie wiedziałem jak się do tego zabrać, czekałem na twój ruch i naprawdę za to przepraszam – łzy polały się ciurkiem z moich oczu wprost na jego twarz. Łzy szczęścia. Tak długo takich nie roniłem. Czy coś jest ze mną nie tak? Zakochać się w chłopaku. Zakochać się w najlepszym przyjacielu. Zakochać się w swoim idealnym przeciwieństwie. Tylko ja to potrafię i wcale tego nie żałuję…

Już nigdy!

- Kocham cie Reita. Kocham cie całym sobą…

4 komentarze:

  1. Zajebiste moje gratulację ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny. Lepszego bloga tego rodzaju nie czytałam

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak przeczytałam o tej kuchni, myślałam, że paring został pomylony i czytam Kai x Uruha ...

    OdpowiedzUsuń