Piętnasty października. Poniedziałek. Był to typowo jesienny dzień, roztaczający dookoła aurę ponurości, oraz smutku. Z głową pełną obaw, niepewnie kroczyłem wąską żużlową ścieżką prowadzącą w stronę wielkiej budowli z ogromnym zegarem na wysokiej wieży.
Przy każdej napotkanej okazji zatrzymywałem się pragnąc za wszelką cenne wydłużyć swoją podróż ku zagładzie. Bałem się, albowiem to właśnie tego dnia miałem rozpocząć naukę w zupełnie nowej dla mnie szkole. Wszystko miało się zmienić niby na lepsze.
Stresowałem się, ponieważ doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, iż jedno moje potknięcie i przez następny rok będę pożywką dla wszystkich wstrętnych dzieciaków, które umieją tylko naśmiewać się z innych. Ta myśl doprowadzała mnie na skraj rozpaczy. Nawet jeśli zazwyczaj z łatwością zdobywałem nowych przyjaciół nie znaczyło to wcale, że i tym razem będzie tak samo. Eh, moja samoocena jest poniżej poziomu normy. Wiem o tym.
- Ty jesteś ten nowy, co nie? – usłyszałem gdzieś przed sobą melodyjny, aczkolwiek nieco ochrypły głos. Niepewnie uniosłem wzrok ku górze. Zobaczyłem tam przystojnego chłopaka o cudownym, błękitnym kolorze włosów. Jego twarz promieniała, a wielkie błyszczące oczy przepełnione były młodzieńczą pasją zmieszaną z kapką niepewności. Właśnie tak się poznaliśmy Kaiciu.
- Zgadza się – odrzekłem odrobinę speszony. Czułem się niezręcznie widząc jak dokładnie mnie lustrujesz swymi oczami. Od góry do dołu. Milimetr po milimetrze.
- Łady jesteś – powiedziałeś po chwili ciszy i uśmiechnąłeś się do mnie w pieszczotliwy sposób. Potrzebowałem kilku minut aby przyswoić sobie znaczenie tych słów, a kiedy to już nastąpiło oblała mnie fala gorąca, która wypełniła każdą komórkę mojego ciała.
- D-dzięki – szepnąłem po cichu, starając się nie pokazać zmieszania. Raczej mi to nie wyszło, nic dziwnego - nigdy nie byłem dobrym aktorem.
- Mam sentyment do blondynów – zaśmiałeś się w dosyć uroczy sposób, podchodząc nieco bliżej mnie. Poczułem na sobie twój gorący i szybki oddech.
- Jak się nazywasz? – spytałem nieśmiało, głośno przełykając ślinę. - Ja jestem Moto Kaede (dop. aut; imię to w wolnym tłumaczeniu oznacza „oryginalny klon”)
- Dziwne imię... – skrzywiłeś się nieznacznie – nic to, na mnie wołają po prostu Kaito. Nie wiem skąd im się to wzięło – podrapałeś się po głowie, uśmiechając się jeszcze szerzej. „Słodki”. Pomyślałem pod wpływem chwili.
- W której jesteś klasie, jeśli mogę wiedzieć? – zaszurałem butem o podłoże, na którym leżało tysiąc różnych liści o złotawym odcieniu.
Z gwałtownością złapałeś mnie za ramie, a drugą ręką lekko uniosłeś moją brodę do góry. Posłałeś mi kokieteryjne spojrzenie. Nogi ugięły się pod ciężarem mego ciała, a na twarzy pojawiły się pąsowe pręgi. Nie wiedziałem o co ci chodzi, aczkolwiek wcale mi nie przeszkadzało to co ze mną robisz. Podobało mi się.
-III B, a jak do mnie mówisz nie krepuj się, bo jeszcze sobie pomyślę, że chodzą ci po głowie niegrzeczne rzeczy – rzekłeś z poważnym wyrazem twarzy.
- Postaram się – mruknąłem po cichu, rumieniąc się jeszcze mocniej. Odwróciłem wzrok w drugą stronę. Nie chciałem na ciebie patrzeć. To wszystko było wystarczająco zawstydzające. – C-czy możesz mnie już puścić? – spytałem, czując, że szyja zaczyna mi drętwieć od niewygodnej pozy.
- Jasne... – odrzekłeś przeciągając każda literę tego słowa. Robiłeś to w taki sposób, iż twój głos lekko drżał, wprawiając mnie w jeszcze większe zakłopotanie.
- Dziękuje – mruknąłem i cofnąłem się kilka kroków w tył. – Tak poza tym to jesteśmy w jednej klasie. Też zostałem przypisany do III B.
- W takim razie czy panicz zechce mi potowarzyszyć w ciągu trwania tegoż nudnego i monotonnego szkolnego poranka? – powiedziałeś z uroczym, nieznanym mi akcentem, nisko dygając zupełnie jakbyś prosił mnie do tańca. Oczywiście zgodziłem się, jakże by inaczej. Wydawałeś się fajnym chłopakiem, do tego jeszcze ładnym. Spodobałeś mi się.
Złapałeś mnie za rękę i ze stanowczością pociągnąłeś w kierunku wejścia. Kiedy już byliśmy wewnątrz prowizorycznie omiotłem wzrokiem długi i wąski korytarz na którym teraz się znajdowaliśmy. Nie było tu wiele osób. Kilka dziewczyn stojących obok szafek, grupa chłopców tłoczących się na ławce i dyżurujący nauczyciel.
- Czemu tu jest tak pusto? – zwróciłem się do ciebie. Poczochrałeś mi włosy, pozostawiając je w zupełnym nieładzie.
- Nie każdy ma wystarczająco dużo pieniędzy, aby uczęszczać do prywatnej szkoły. Do tego tu jest jeszcze wysoki poziom i nie wszyscy daliby sobie radę z wymaganym materiałem – odpowiedziałeś ze smutną miną wpatrzony w nieokreślony punkt na białej ścianie.
- Czy coś nie tak?
- Wiesz, miałem kiedyś takiego przyjaciela. On również chciał się tu dostać, ale niestety mu się nie udało. Obraził się na mnie, po czym bez żadnego uprzedzenia wyjechał do innego miasta – szepnąłeś z przybitym wyrazem twarzy.
- Twój przyjaciel? Chyba już rozumiem – odrzekłem nawijając na palec nitkę luźno zwisającą z swojego szkolnego mundurka.
W pewnym sensie zrobiło mi się przykro. Przeważnie dlatego, iż wiem jak to jest stracić kogoś bliskiego. Nie raz mi się to zdarzało, aczkolwiek szczerze nie przywiązywałem do tego znacznej wagi. Ludzie przychodzą i odchodzą. Tak już w życiu jest. Prawda?
- Nie bądź przygnębiony, tylko dlatego, że ja jestem. Uśmiechnij się mały – szturchnąłeś mnie w ramie, delikatnie odpychając w bok.
- Przepraszam – odrzekłem wymuszając lekki uśmiech. Jeśli coś mnie już raz zdołowało, nie tak prosto jest mi później poprawić humor. Zdaje sobie sprawę z tego, że mam osobliwy charakter. Nie mam no to wpływu. Taki się już urodziłem.
- Chodźmy już do klasy, za chwilę dzwonek. Pierwszą mamy matematykę – westchnąłeś i ponownie złapałeś mnie za rękę. Twoja dłoń była naprawdę ciepła, a skóra jedwabista. Dziwnie się czułem myśląc o tym w taki sposób, ale nie umiałem tego powstrzymać. To było znacznie silniejsze od mojej woli...
***
Chłopak nagle przerwał swoją opowieść. Uniosłem głowę do góry i delikatnie przetarłem oczy.
- Keade czemu prze... – zacząłem, ale nie dokończyłem. Zaskoczony wbiłem wzrok w blondyna. Z jego wielkich oczu ciurkiem spływały krystaliczne krople, tylko po to aby zwinnie ześlizgnąć się po zarumienionym policzku i opaść na blat stołu. "Kap. Kap. Kap." Płyny i monotonny dźwięk powtarzał się do znudzenia, zupełnie jak refren piosenki.
- Proszę nie śmiej się ze mnie. To naprawdę boli – załkał pociągając nosem. – opowiadam ci historię mojej... nie naszej miłości, którą ty tak łatwo wyrzuciłeś z pamięci. Nie umiem zachować spokoju, ponieważ czuję się dogłębnie zraniony. Wbijasz mi nóż w serce Kaiciu. To boli jak cholera – schował twarz w dłonie nie przestając szlochać.
Czułem się okropnie zmuszony patrzeć jak ktoś przeze mnie cierpi. Przecież nie zrobiłem tego specjalnie. Nie chciałem nikogo krzywdzić.
Jeśli teraz myślę w taki sposób - czy właśnie tak się czuł Kamui kiedy powiedziałem mu te wszystkie okropne rzeczy tamtego dnia? Jeśli tak to musi mieć teraz okropne wyrzuty sumienia. Tak jak ja w tejże chwili.
- Mały, nie płacz – cichutko szepnąłem mu do ucha starając się naśladować sposób który on opisywał w swojej historii. Dotknąłem jego rozpalonego czoła, po to aby przejechać dłonią wzdłuż całej twarzy, zatrzymując się na ustach, które były wilgotne od łez sączących się z oczu. – Jeśli to co mówisz jest prawdą musiałeś mi się naprawdę spodobać skoro zareagowałem wtedy w taki sposób. Jedyną rzeczą która pamiętam z tamtych czasów jest fakt, iż nikt nigdy nie umiał przyciągnąć moje uwagi na dłużej. Tobie się to udało – otarłem rękawem szarej bluzy kryształowe krople, które niemal natychmiast wsiąkły w chłonny materiał. Chłopak spojrzał na mnie z nieufnością.
- Czemu w takim razie nie pamiętasz tego wszystkiego? Przecież mi obiecałeś, że na zawsze będziemy razem – spytał drżącym głosem. Westchnąłem i spuściłem wzrok w dół. Właśnie – czemu zapomniałem? Wszystkie wspomnienia które posiadałem z tych odległych lat wydawały się jakby przysłonięte gęstą zasłoną mgły, która nie pozwalała do nich dotrzeć. Jedyne co udało mi się przez nią dostrzec to czarne rozmazane plamy, które nic a nic mi nie mówiły. Co się właściwie wtedy stało?
- Przepraszam. Sam chciałbym wiedzieć dlaczego tak jest – wymruczałem pod nosem, przygryzając dolną wargę. – Co było dalej? Proszę powiedz mi. Naprawdę chcę się dowiedzieć jak to wtedy wyglądało.
-Daj mi chwilkę, muszę się uspokoić – rzekł cicho, przytrzymując moją rękę. – Kocham ci Kaiciu. Tak jak wtedy. Nawet jeśli nie pamiętasz. – dodał, kurczowo zaciskając dłoń na moim przegubie. Zabolało mnie. Nie sądziłem, że w tak kruchym ciałku może się ukrywać taka wielka siła. To niedorzeczne.
- Wierzę ci, ale to dla mnie strasznie krępujące. Zapewne jeśli skończysz opowiadać przypomnę sobie wszystko.
- Słuchaj mnie uważnie. Nie pozwolę ci zapomnieć tego drugi raz – wyszeptał spoglądając głęboko w moje oczy. – Po prostu nie pozwolę...
***
Nie wiem czy zauważyłem, ale piszesz trochę odmiennie. Raz piszesz że tym chłopakiem sterujemy, niby my. A na końcu jest normalnie. Nie umiem zbytnio tłumaczyć, ale chyba mnie rozumiesz? Opowiadanie jest bardzo przyjemne w czytaniu, czekam na następny rozdział. ~Samara ~Narcissus
OdpowiedzUsuńMÓJ BOŻE! KOCHAM CIĘ! <3
OdpowiedzUsuń~Motaka-chan~
<3 *.* naucz mnie pisaaaać!
OdpowiedzUsuń<3
O.o no zaczyna sie ciekawie ta cal opowiesc.
OdpowiedzUsuń~Szasta
Bardzo się cieszę, iż opowiadanie Ci się spodobało. Dziękuję za wszystkie pozytywne komentarze i serdecznie pozdrawiam!
UsuńKuro-chan
Cudnie piszesz :*
OdpowiedzUsuńNo normalnie kawaii <3
Tylko jest błąd....pisze się KAITO(a nie KAITA),bo to nie polskie imię ;3
Poza tym jest boskoo :*******
Cudne *.*
OdpowiedzUsuńCudne *.*
OdpowiedzUsuń